43. edycja Rolex Middle Sea Race w podsumowaniu załogi I Love Poland

Finezyjna praca żaglami, frajda z żeglugi na genakerze, romantyzm, niebieska krew i cisze wiatrowe to skrót wrażeń opowiedzianych przez Agnieszkę Skrzypulec, Mateusza Byrskiego i Wiktora Kobrynia. Dla Agnieszki był to pierwszy start w maltańskich regatach, dla Mateusza drugi, a dla Wiktora trzeci. Opowiada srebrna medalistka olimpijska i dwóch laureatów Programów Szkoleniowych I Love Poland.


Fot. Robert Hajduk / PFN

POCZĄTEK REGAT

Wiktor: Start nam nie wyszedł najlepiej, ale cały czas miałem w głowie, że to tylko początek i mamy jeszcze cztery dni wyścigu, kiedy wydarzyć się może wszystko. Zwykle krytycznym momentem jest Cieśnina Mesyńska, która jest jak szczyt góry lodowej kojarzonej z Middle Sea Race. Tym razem okazała się najprzyjemniejsza z tych wszystkich moich trzech razy. Mieliśmy korzystne zmiany i dość płynnie przez to przeszliśmy.

Agnieszka: W środku nocy lecieliśmy na genakerze przy 20 węzłach na ostrym półwietrze i sami też mieliśmy prędkość prawie 20 węzłów. Mijaliśmy łódki i po zawietrznej i po nawietrznej, czułam adrenalinę, ale załoga miała wszystko pod kontrolą. To była pierwsza noc przed Messyną i pierwsza dla mnie na I Love Poland.

TRUDNE MOMENTY

Wiktor: Bardzo musieliśmy uważać na rozstawione rybackie sieci, które niekoniecznie były głębinowe. Próbowaliśmy odnaleźć się w tych słabo-wiatrowych warunkach, ale lekkie jachty były zdecydowanie szybsze. Wild Joe dosłownie po nas przejechał. Był to irytujący moment, ale liczyliśmy, że nadrobimy to, gdy powieje więcej.

Mateusz: Trudniejszymi momentami były miejsca, kiedy przecinaliśmy cisze wiatrowe, często spowodowane cieniem wyspy. Trudno było określić, pod jakim dokładnie kątem i siłą wiatr wróci, czyli jaki żagiel będzie trzeba postawić. Dla mnie jako dziobowego oznaczało to konieczność przyspieszenia naszej roboty, czyli wymianę żagli idealnie w tempo.


Fot. Robert Hajduk / PFN

PORÓWNANIE DO POPRZEDNICH REGAT

Mateusz: Myślę, że to jest przepaść między moimi umiejętnościami z zeszłego roku a umiejętnościami teraz. Wówczas byłem trzecim dziobowym, więc asystowałem na dziobie, teraz tej odpowiedzialności jest dużo więcej, bo jestem jedynką, więc wszystko jest raczej na mojej głowie.

Wiktor: To mój trzeci Middle Sea Race, wszystkie startowałem na I Love Poland. Ten był wyjątkowy, trochę podobny do tego z 2020 roku, choć wtedy nie spodziewaliśmy się, że będzie trwał aż cztery dni. Teraz wiedzieliśmy od pierwszych prognoz pogody, że będzie długi, z powodu stacjonarnego wyżu nad Sycylią i że trzeba być szczególnie skoncentrowanym w tych trudnych momentach, przede wszystkim w nocy i w dziurach wiatrowych.

ZAŁOGA

Agnieszka: Załoga była super, z tymi ludźmi w takiej atmosferze mogłabym popłynąć w każdy rejs. Myślę, że na tak małej powierzchni to niezwykle ważne, żeby była dobra atmosfera. Rozpatruję żeglarstwo morskie jako taką przygodę, szansę, którą nie każdy dostaje w życiu, by to przeżyć. Nawet znajduję w tym romantyzm: cisza, odcięcie się od świata zewnętrznego, bycie tu i teraz, działanie w grupie, w zespole.

Mateusz: Mieliśmy bardzo fajną ekipę, co na pewno wpłynęło pozytywnie. Po zawodnikach z łódek olimpijskich widać, że są profesjonalistami i to było ciekawe doświadczenie pracować z nimi na pokładzie.

Wiktor: Fajnie było współpracować z zawodnikami Kadry Narodowej. Potrafili wprowadzić coś nowego, weszli z inną energią i inną perspektywą, otwierali nam oczy na pewne kwestie, na przykład trymu czy taktyczne. To była finezyjna praca załogi, która pozwalała urywać po 0,1 węzła, żeby być szybszym od rywali.


Fot. Robert Hajduk / PFN

NAJFAJNIEJSZE CHWILE

Agnieszka: W trakcie mojej nocnej wachty podczas flauty z większością załogi leżeliśmy na żaglach na dziobie i mogliśmy popatrzeć na gwiazdy, poszukać konstelacji. Cieszę się, że była jedna taka spokojna noc, kiedy mogłam doświadczyć tego, bo żyjąc w mieście, nie mamy możliwości zobaczenia jak ogromne jest niebo nad nami, drogi mlecznej i ile jest gwiazd. Drugi fajny moment był podczas świtu ostatniego dnia wyścigu. Wszystko było grą o to, ile można zjechać w dół z falą, a ile wyostrzyć, żeby utrzymywać ciśnienie na żaglach i było to zbliżone do żeglowania na 470. To dla mnie ciekawe doświadczenie za sterem, że z jednej strony płyniesz tak dużą łódką, a z drugiej sprowadza się to do tego, co na dinghy, czyli walki o każdy metr i utrzymywanie prędkości cały czas.

Wiktor: Miałem okazję być na pokładzie, kiedy sterowała Agnieszka i uważam, że świetnie jej szło. Ma tę niebieską krew, to było czuć, że od dziecka jest w żeglarstwie. Chwilę potrzebowała, żeby poczuć łódkę i przede wszystkim na kursach pełnych świetnie sobie radziła. Trzymała też grota i go trymowała. Ja dla niej kręciłem młynkiem. Więc to było świetne doświadczenie mieć srebrną medalistkę olimpijską na szocie. Moje osobiste zaspokojenie to ostatnia zrzuta genakera, którą dowodziłem. W tych regatach to był mój debiut na pozycji pitmana i ważny manewr na boi przed samą metą, wyszedł idealnie.

META

Wiktor: Była piękna pogoda i powtórzył się moment, który szczególnie zapadł mi w pamięć, czyli Ambasador wraz z małżonką wiwatujący flagą Polski na mecie. Podziękowaliśmy brawami i to była taka chwila, w której można poczuć, że nie robimy tego tylko dla zaspokojenia swoich ambicji.

Mateusz: Miałem okazję doświadczyć powitania przez państwo Ambasadorstwo na mecie, byli świetnie widoczni z powiewającą flagą. To bardzo miłe, że mieliśmy takie wsparcie brzegowe. Czuć było, że mamy kibiców i że nas wspierają.

Załoga I Love Poland zajęła 3. miejsce w klasyfikacji Line Honours.


Fot. Robert Hajduk / PFN

#ILP #PFN #ILovePoland #RolexMiddleSeaRace #RMSR2022 #regatyILP #ProgramSzkoleniowyILP

poprzedni artykułnastępny artykuł