I Love Poland zwycięża Line Honours regat Roschier Baltic Sea Race!

Wiele manewrów, zmian żagli, słaby i zmienny wiatr, a także kilkukrotna wymiana na pozycji lidera – tak wyglądało 728 mil morskich, które załoga I Love Poland przepłynęła w 3 doby, 27 minut, 37 sekund. Czasem tym ustanowiła pierwszy, historyczny rekord trasy w regatach, które odbyły się po raz pierwszy i które Royal Ocean Racing Club ma w planie organizować cyklicznie na wodach Morza Bałtyckiego.


Fot. Robert Hajduk / PFN

Załogę I Love Poland stanowiło 14 osób, a kapitanem był Grzegorz Baranowski. Wśród całej polskiej załogi znaleźli się laureaci Programów Szkoleniowych i członkowie Kadry Narodowej Polskiego Związku Żeglarskiego.

Grzegorz Goździk, który żeglował jako zmiennik kapitana za sterem, ocenia wyścig jako ciężki: „Okazało się, że wszystkie przygotowania związane z prognozą pogody, z naszymi założeniami taktycznymi musiały zmienić się diametralnie, bo pogoda pokazała swoje zdanie. W pewnym momencie przestaliśmy skupiać się na zaplanowanej trasie i tak naprawdę w dużej mierze dzięki temu właśnie wygraliśmy. Zaczęliśmy rozglądać się dookoła, patrzeć co mówią do nas chmury, co robią przeciwnicy i w ostatnim momencie udało nam się jako jedynym podjąć decyzję, że płyniemy w kierunku chmury. To nam pomogło dojechać na metę na 1 miejscu”.

Trasa w linii prostej mierzyło około 630 mil morskich i prowadziła od Helsinek, dookoła Gotlandii, z metą w samym centrum stolicy Finlandii. Mimo że prawie od startu I Love Poland żeglował na prowadzeniu, to kilkukrotnie utracił pozycję lidera, a na wysokości estońskich wysp strata powiększyła się do prawie 20 mil morskich. Załoga nie traciła jednak nadziei i nadal walczyła o każdy metr i każdy węzeł prędkości:

„Nie uważam, by to był krytyczny moment, chęć walki była przez cały czas aż do końca. Tyle razy już płynęliśmy na 2 czy 3 miejscu w tym wyścigu, więc można było zrezygnować i powiedzieć, że to koniec. Jednak wynik jest na mecie, tak mi powtarzali, jak byłem mały, tak to się sprawdza w dużym żeglarstwie również” – o tym etapie wyścigu opowiada Alan Alkhatab, który dołączył do załogi po IV edycji Programu Szkoleniowego.

Szymon Wierzbicki na co dzień żegluje w klasie 49er. Na start do Finlandii przyleciał prosto z Mistrzostw Polski, na których wraz ze sternikiem zdobyli złoty medal. Wyścig morski był dla niego zupełnie nowym doświadczeniem: „To było dla mnie niesamowite, że traciliśmy już tak dużo do pierwszych dwóch jachtów, nastroje w załodze były nie najlepsze, a ja nie mając doświadczenia w tego typu wyścigach, nie wierzyłem, że można to odrobić. Widziałem jedynie w oku Jacka Piaseckiego jeszcze iskrę nadziei. Naprawdę przycisnęliśmy łódkę na kursie pełnym, a jak już zobaczyliśmy rywali na horyzoncie, to wykonaliśmy kilka dobrych decyzji taktycznych i przed ostatnim znakiem byliśmy bardzo blisko. Wtedy to była ciekawa sytuacja, bo zagrało takie żeglarstwo, z którym mam styczność na co dzień. Zaczęliśmy rywalizować jak na takiej małej trasie. Znak górny był widoczny i mogliśmy się względem tych trzech łódek plasować. Udało nam się odnaleźć najkrótszą i w najsilniejszym wietrze drogę wyprzedzając rywali”.

Objęcie pozycji lidera na kilka mil przed metą nie gwarantowało jednak wygranej. Wiatr ciągle słabł, meta znajdowała się w ciasnym przejściu między wyspami a za rufą zbliżał się dużo lżejszy i szybszy w tych warunkach jacht Outsider.

„Końcówka była bardzo stresująca. Kanał i wejście na metę były ciasne, dookoła pełno skał, spory prąd przeciwko nam i dodatkowo wypływające dwa promy zaburzyły naszą taktykę. W całej mojej karierze żeglarskiej w taki sposób nigdy nie pokonywałem mety, łódka ledwo się poruszała, wszyscy byli po zawietrznej stronie i mieliśmy problem nawet z jakimkolwiek manewrem, żeby zrobić zwrot i na tę metę wpłynąć, bo łódka była prawie niesterowna. Te wszystkie motorówki, media płynęły koło nas, podpływali z flagami, jakbyśmy naprawdę mieli metę zaraz przekroczyć, a Outsider stawał się coraz większy. Byliśmy mocno zdenerwowani, ale też mocno skupieni” – relacjonuje Grzegorz Goździk.


Fot. Robert Hajduk / PFN

Szymon Wierzbicki podobnie opisuje finisz: „Końcówka była niesamowita. Ostatni odcinek od latarni do mety to była nerwówka, byliśmy cięższą łódką niż Outsider, oni po prostu lecieli, doganiali nas w oczach. Meta była w kanale, bardzo blisko brzegu, gdzie tego wiatru było z każdą minutą mniej i skończyło się tak, że na metę wchodziliśmy prawie w dryfie. Wyścig od początku do końca był pełen koncentracji i skupienia na prędkości”.

Alan Alkhatab podsumowuje regaty: „Walczyliśmy zdecydowanie do końca. Fantastyczna była praca w załodze, szczególnie podczas ostatniego dnia. Skupienie mimo zmęczenia było trzymane cały czas. Było wiele momentów trudnych dla naszej psychiki, kiedy łódka dosłownie stała i żagle łopotały na martwej fali. Poza tym takiej ilości podmianek żagli przednich w tak krótkim czasie nie pamiętam, kiedy ostatnio miałem okazję zrobić. Pod tym kątem te regaty były bardzo wymagające. Zapunktowała też sprawność wykonywania manewrów, szczególnie tuż przed samym finiszem, kiedy byliśmy w stanie szybko zmienić spinaker na „mast head”, a potem na „blade” do lekkiego wiatru”.

Nagrodą dla I Love Poland jest „The Bobby Lowein Wheel”, drewniane koło sterowe upamiętniające nawigatora Bobbiego Loweina wraz z umieszczonymi na nim laureatami nagrody z poprzednich lat i wyścigów, między innymi jachtów „Rothmans”, „Alexia”, „Longobarda” czy „Leopard”. Teraz znajdzie się na nim również nazwa jachtu I Love Poland.


Fot. Robert Hajduk / PFN

poprzedni artykułnastępny artykuł