RORC Caribbean 600 to regaty uznawane przez żeglarzy za jedne z najbardziej wymagających!

Trasa mierzy zaledwie sześćset mil morskich, ale jej przebieg pomiędzy jedenastoma karaibskimi wyspami sprawia, że na mecie wszyscy są zmęczeni i zadowoleni nie tyle z wyniku, a z faktu, że ten wyścig już się dla nich skończył. Grzegorz Baranowski – kapitan I Love Poland zaraz w pierwszych słowach po ukończeniu regat opisał specyfikę trasy: „To był bardzo ciężki wyścig. Z jednej strony w przepięknej scenerii malowniczych zatoczek i lazurowej wody, z drugiej strony to właśnie te wyspy zabierały wiatr i utrudniały żeglowanie. Te dziury wiatrowe i cienie wysp są bardzo frustrujące”.


fot. Robert Hajduk / PFN

Na I Love Poland żeglowało trzynaście osób, wśród nich poza stałą i doświadczoną załogą znalazło się: czterech laureatów Programów Szkoleniowych, trzech załogantów z jachtu Sailing Poland oraz zawodnik Kadry Narodowej Polskiego Związku Żeglarskiego. Średnia wieku załogi wynosiła niecałe dwadzieścia osiem lat i był to najmłodszy zespół w grupie IRC Super Zero, która liczyła piętnaście największych i najszybszych jednostek jednokadłubowych. Projekt ILP umożliwia wielu polskim żeglarzom spróbowania swoich sił na jednostce Volvo Open 70, ale częste zmiany w składzie załogi powodują, że przed każdymi regatami wszyscy muszą włożyć dużo pracy, by się zgrać i zoptymalizować komunikację oraz szybkość wykonywania manewrów. Czynniki te były szczególnie ważne podczas ostatnich regat Caribbean 600. Zwłaszcza trudny był odcinek trasy pomiędzy Wyspami Sabą a Tintamarre, kiedy na niewielkim odcinku należało z różnych stron ominąć pięć wysp. Duża prędkość, jaką osiąga I Love Poland sprawiała, że zaledwie załoga zdążyła ustawić żagle, konieczne było okrążanie już kolejnej wyspy czy znaku zwrotnego, co wiązało się z następnym manewrem i zmianą żagli.

Jan Chudzik opowiada o tym etapie: Najtrudniejsze, to połapać się w tych wszystkich zakrętach na mapie, narysowanych jak graffiti. Trasa jest wymagająca pod względem kierunków oraz ilości znaków, które trzeba okrążyć i dla naszej łódki również ze względu na odległości, bo bardzo szybko przepływamy, więc bardzo często trzeba było przeprowadzać zmiany żagli”.

Jan dodaje, że dodatkowym utrudnieniem była noc, podczas której pokonywali ten odcinek: „Pływanie po nocy to część wyzwania, jakim jest ten wyścig. Trzeba być do tego dobrze przygotowanym i fizycznie, i mentalnie. To jest też kwestia przygotowania dzień wcześniej. Trzeba sprawdzić wszystko za dnia, żeby potem odruchowo wiedzieć, a nie w ciemnościach próbować rozwiązywania supłów. W nocy zajmuje to bardzo dużo czasu, bo wszystkie liny mają te same kolory”.

Załoga przed startem została podzielona na wachty, ale znając specyfikę wyścigu, wiadomo było, że w praktyce odpoczynku i snu będzie niewiele, o czym opowiada Filip Korepet: „Nieustannie cały zespół był na pokładzie lub chociaż na stand by. Jak trzeba było, to wszyscy siedzieli na balaście, bo była akurat halsówka, albo trzeba było kogoś wyprzedzić, czy cokolwiek innego się działo. Wszyscy byli na to gotowi przed starem. Rozpiska była, ale nikt się nie spodziewał, że będą przyjemne cztery godziny spania co chwilę”.

Dla Filipa ciężkie były dwa odcinki tego wyścigu: „Najtrudniejsza Guadeloupa z tą nieszczęsną ciszą. To było trudne, frustrujące i intensywne… mimo że nie wiało. Drugi odcinek to od ostatniej skały zwrotnej do Antigui. Wszyscy już chcieli do mety, już było ją prawie widać, ale wiatr miał swoją opinię na ten temat. Trzeba było halsować, pojawiła się jakaś chmura, wiatr osłabł, później wyspa dała cień, wiatr skręcił. Zaliczyliśmy kilka podmianek żagli i zwrotów, zanim ukończyliśmy wyścig”.

Załoga I Love Poland ukończyła regaty z czasem 2 doby, 3 godziny, 22 minuty i 49 sekund i zajęła następujące miejsca:

CSA 1 – 1 miejsce
CSA Overall – 1 miejsce
IRC Super Zero – 3 miejsce
IRC Overall – 6 miejsce

poprzedni artykułnastępny artykuł