Trudny, długi, ale ciekawy – tak można opisać 125 – milowy wyścig 151 Miglia

Pomimo skróconej trasy z powodu bardzo słabego wiatru, rywalizacja okazała się wyjątkowo męcząca. Do stałej załogi dołączyły trzy żeglarki tworzące rywalizujący z sukcesami ligowy team Sztorm Grupa oraz Dominik Buksak zawodnik Kadry Narodowej Polskiego Związku Żeglarskiego w klasie 49er. Julia Oleksiuk uczestniczyła w III edycji Programu Szkoleniowego, ale dla Julii Szmit i Agnieszki Łapińskiej był to pierwszy raz na pokładzie jachtu Volvo Open 70. Jakie wrażenia towarzyszyły im na malowniczej, choć powolnej trasie?


fot. Wojciech Kosmala / PFN

Start do regat znajdował się na wysokości Livorno, skąd grupa 10 jachtów Maxi, w tym I Love Poland, wystartowała jako pierwsza. Stabilny wiatr o sile do 12 węzłów umożliwił sprawną żeglugę na pierwszym odcinku, który prowadził między kilkoma bojami rozprowadzającymi, a następnie flota skierowała się w stronę Korsyki.

Julia Szmit opowiada: „Na starcie było tyle roboty i byliśmy zajęci trymem i młynkami, że nie odczułam stresu. Przez te pierwsze minuty wyścigu dla mnie to była głównie praca siłowa. W pocie czoła dawałyśmy z siebie wszystko. Może gdybym była sternikiem, to poczułabym stres, ale tak to skupiliśmy się na jasnych komunikatach i żeby zrobić wszystko najlepiej jak potrafimy”.

Już w połowie drogi do skały Giraglia, która stanowiła znak zwrotny wyścigu, wiatr całkowicie osłabł i przez cały wieczór oraz noc szczęście decydowało, która jednostka złapie choćby niewielki podmuch wiatru.

„Cały czas próbowaliśmy wykorzystywać najmniejsze podmuchy, żeby w ogóle przesuwać się do przodu. Co siadał wiatr, to mniejsze, lżejsze łódki nas doganiały, a jak się pojawiał podmuch, to uciekaliśmy” – relacjonuje Dominik Buksak.


fot. Wojciech Kosmala / PFN

Agnieszka Łapińska mówi: „Szkoda, że nie powiało, ale z drugiej strony wiem, że dla mnie na początek takie warunki są optymalne, ponieważ nie jestem zbyt duża i nie mam przez to zbyt dużo siły. Dzięki temu mogłam spokojnie pracować na młynkach i trymować grota i nie bałam się, że mnie wciągnie. Natomiast fajnie byłoby, gdybyśmy się przesuwali trochę szybciej”.

Julia dodaje: „Liczyłyśmy jednak na trochę więcej akcji żeglarskiej niż takiego wyczekiwania, takiej niecierpliwości, takiej próby wyciągnięcia czegokolwiek z niczego. Momentami po prostu staliśmy w miejscu, jak na kotwicy i nie poruszaliśmy się w ogóle. Było to też męczące, bo cały czas musieliśmy być gotowi w blokach, ze względu na manewry i zmiany wiatru. Nie było takiego stabilnego płynięcia”.

Dla trzech dziewczyn była to pierwsza w życiu noc na morzu, na regatowej jednostce, ale jak opowiada Agnieszka, nie czuły dyskomfortu i trafiły idealnie: „Nie ścigałam się w nocy po morzach i było w sumie lepiej, niż myślałam, że będzie. Spałam może nawet 2-2,5 godziny. Było spokojnie, cicho, ładnie. Może dlatego, że nie wiało. Fajnie nam się trafiło, że jak była nasza zmiana na spanie, to nie było akurat żadnych podmianek żagli, więc faktycznie mogłyśmy te 2 godziny przespać bez zrywania się. A kolejni, co spali po nas, dosłownie co 15 minut musieli wstawać, więc miałyśmy trochę szczęścia w naszej zmianie na spanie”. Julia dodaje: „Przy moich 160 cm wzrostu hamaki do spania mają idealną wielkość, ale nie dziwię się, że chłopaki nie chcą tam spać, bo im wystają nogi”.


fot. Wojciech Kosmala / PFN

Rano prawie cała grupa jachtów Maxi zjechała się przy południowym brzegu Elby. „Przy Elbie niestety tak była wyznaczona trasa, że trzeba było przepłynąć niemalże rzut kamieniem od brzegu. Tam nic nie wiało zupełnie, więc wszyscy się zjechali razem i to był taki moment, kiedy wszystkie lekkie jachty nas przegoniły. Dosłownie na podmuchach staraliśmy się przebijać wzdłuż Elby i dopiero za wyspą pojawił się jakiś wiatr.” – opowiada Dominik.

Agnieszka nie spodziewała się intensywności pracy na pokładzie: „Zaskoczyła mnie ilość podmianek żagli. Wiedziałam, że się je zmienia, ale że aż tak często to się nie spodziewałam. Przy podmiankach jest ciężka praca fizyczna, teraz to trwało jeden dzień, więc było ok, ale gdybyśmy płynęły 10 dni przez Atlantyk i było tyle podmianek, to myślę, że mogłoby być ciężko”.

Skrócona przed startem przez Komisję Regatową trasa pomijała grupę wysp Formiche di Grosseto, które miały być najbardziej na południe wysuniętym punktem zwrotnym i prowadziła prosto z Elby na metę przy Punta Ala, gdzie I Love Poland zameldował się jako 6. jednostka. Dominik opowiada o taktycznych rozgrywkach na tym odcinku: „Końcówka wyścigu była trochę niefortunna, wydaje mi się, że popłynęliśmy w dobry sposób, wykorzystując zmianę, ale wiatr się tak obrócił, że zadziałało to przeciwko nam. Myślę, że decyzja była słuszna, tylko tak się złożyło, że nie poszło to po naszej myśli”.

Po mecie kapitan Grzegorz Baranowski podsumował: „Mimo że komisja trochę skróciła wyścig, to i tak płynęło się go bardzo długo, bo faktycznie wiatru nie było, a nasza łódka nie jest lekka, zwiewna, powabna i stworzona do takich warunków. Było wiele łódek, które były lżejsze i płynęły szybciej, choćbyśmy nie wiem, co robili, a przez ¾ trasy nie było wiatru. Potraktowaliśmy wyścig jako solidny trening przed resztą sezonu, gdzie mamy jeszcze trzy ważne imprezy. Z powodu ciągłej zmienności wiatru w sile i kierunku było bardzo dużo podmianek żagli. Udało się dużo rzeczy przećwiczyć i wszystkie żagle mieliśmy zrzucone i postawione po kilkadziesiąt razy. Trzy dziewczyny, które płynęły z nami pierwszy raz, zaaklimatyzowały się i bardzo szybko złapały, co trzeba na tym jachcie robić. Super sobie poradziły”.


fot. Wojciech Kosmala / PFN

Dla dziewczyn było to zupełnie nowe doświadczenie żeglarskie, które z pewnością wykorzystają w przyszłych startach.

Agnieszka opowiada o komunikacji: „Była fajna współpraca całej załogi. To trochę można porównać do tego naszego RS21, gdzie też trzeba mieć dobrą komunikację, ale tu jest to jeszcze ważniejsze, bo jest trzy razy więcej ludzi na łódce plus odległość od sternika do dziobowego jest 10 razy większa niż u nas, więc wszystkie komunikaty muszą być bardzo jasne i ściśle określone. To nie jest tak, że ktoś coś nie dosłyszy i można się jeszcze dogadać, tu wszystko musi być jasnym głośnym komunikatem i każdy musi wiedzieć, co ma robić bez zbędnego dopytywania. To na pewno jest trudniejsze niż u nas na RS21. Myślę, że jasność komunikatów, szybkość i przejrzystość to możemy na pewno wyciągnąć z tego krótkiego wyścigu i zaadoptować na RS21”.

Julia porównuje: „Są jasne komunikaty, co moim zdaniem różni męskie załogi od damskich. Do rozumienia się wystarczy jedno słowo i nie potrzeba więcej. Kobiety są często mniej zdecydowane. Załoga była zgrana i mam nadzieję, że nie przeszkadzałyśmy za bardzo. My im więcej czasu ze sobą spędzamy, to też więcej analizujemy. Pewnie chłopaki będą mówić, że nie przestajemy gadać ze sobą. Nam się buzie nie zamykają i to jest czasami problemem. Bardzo chętnie bym wróciła, ale może nie na długie regaty”.

Załoga I Love Poland wystartowała w składzie:

Grzegorz Baranowski – sternik, kapitan

Konrad Lipski – nawigator

Bartosz Nowicki – trymer żagli przednich

Patryk Richter – trymer żagli przednich

Wiktor Kobryń – pitman

Borys Michniewicz – pitman

Mateusz Byrski – dziobowy

Pacyfik Koseski – dziobowy

Dominik Buksak – trymer grota

Julia Szmit – trymer grota

Julia Oleksiuk – trymer żagli przednich

Agnieszka Łapińska – zmiennik / floater

Wojciech Kosmala – fotograf

poprzedni artykułnastępny artykuł