Podsumowanie 4 lat uczestniczenia w projekcie przez Jana Chudzika

Jan Chudzik to dziobowy na jachcie #ILovePoland, który po 4 latach zawiesza swój udział w projekcie. Zachęcamy do zapoznania się z nietuzinkową historią żeglarskiej przygody i błyskawicznej kariery w żeglarstwie oceanicznym opowiedzianą przez Jaśka pochodzącego z Krakowa.


Fot. Robert Hajduk / PFN

Pomysł na żeglarstwo.

Mając 15 lat, przeczytałem artykuł w magazynie „Żagle” o Volvo Ocean Race. Poczułem, że to dla mnie i przeanalizowałem, co mógłbym zrobić, żeby się tam znaleźć. Miałem dwa pomysły: zostać projektantem jachtów lub zacząć żeglować.

Przyjechałem do Trójmiasta, rozpocząłem studia „Budowa okrętów i jachtów” na Politechnice Gdańskiej, kupiłem Lasera i dodatkowo zakręciłem się wokół żeglarstwa morskiego.

Przypadkowo na magisterkę wybrałem Southampton w Anglii. Okazało się, że to jeden z najlepszych kierunków „projektowania jachtów” na świecie. Dodatkowo Southampton leży nad Zatoką Solent, która jest najlepszym miejscem do trenowania żeglarstwa regatowego w Anglii i prawdopodobnie w Europie. Tam już łatwo było dostać się na łódkę i w zasadzie można było pływać przez cały rok w każdy weekend.

Popływałem, poznałem paru ludzi, skończyłem studia, a kolejnym krokiem było przepłynąć Atlantyk. Dostałem możliwość wystartowania w Middle Sea Race 2017, a zaraz później kolega ze studiów chciał mnie na Volvo Open 70 w Anglii. Wsiadłem na Monster Project – VO 70 i zrobiłem deliverkę na Lanzarote. Mijaliśmy Lizbonę, gdzie zaczynało się Volvo Ocean Race, więc mieliśmy pit stop i obserwowaliśmy rywalizację jachtów VO65. Właściciel Monster Project zgodził się, żebym z nim płynął Atlantyk. W tym samy roku udało mi się spełnić pierwsze „małe” marzenie.

Przed wypłynięciem pojawiła się wczesna informacja o projekcie Polska 100, więc wysłałem CV. Po przepłynięciu Atlantyku, w styczniu po raz kolejny wysłałem CV i dostałem odpowiedź chwilę później. Miałem już możliwość pracy dla Australijczyka, ale dogadałem szczegóły pracy dla rodzącego się właśnie projektu Polska 100. Wróciłem na Monster Project jeszcze w lutym, zrobiłem Caribbean 600, a potem St. Maarten Heineken Regatta z Yacht Clubem Sopot. Prosto z Karaibów poleciałem na czerwoną łódkę. Wtedy nie wiedziałem, że spędzę na niej ekscytujące 4 lata żeglugi, które właśnie się kończą.


Fot. Robert Hajduk / PFN

Bowman, czyli dziobowy.

Nie czuję się samotny na dziobie, bo najczęściej jest też drugi dziobowy. A prawda jest taka, że ja nie za bardzo nadaję się na inne pozycje, bo nie mam doświadczenia z klas mieczowych, typu OPP, 420 czy 49er. I nie mam tego czucia, które mają inni, więc dla mnie możliwe są pozycję, które są powtarzalne, które są mocno techniczne. Dziób jest jedną z nich, podobnie jak praca w picie. Cała trymerka to są niestety pozycje, gdzie trzeba więcej czuć i widzieć. Fajnie byłoby się tego nauczyć, a z drugiej strony cały czas mam na tym dziobie wyzwania, cały czas mam zagadki, które muszę rozwiązywać, więc nie pchałem się do tyłu, ale na pit chętnie bym wskoczył.

Odejście z projektu.

Na pewno nie chcę w 100% kończyć współpracy. Aktualnie mam sprawy prywatne związane z rodziną. Praca w projekcie na pełen etat nie pozwoliłaby mi się tym zająć, więc niestety muszę zrezygnować. Dodatkowo jest tak, że po 4 latach pływania tutaj jestem mocno zmęczony, bo to jest ciężki wysiłek, w większości psychiczny. To około 330 dni w roku z tymi samymi ludzi, z dala od domu. Postaram się w czasie wakacji wrócić do małych łódek, aby przypomnieć sobie podstawy i następnie rozwinąć swoją karierę na większych jachtach.


Fot. Robert Hajduk / PFN

Najlepsze wspomnienia.

Każde wygrane regaty. Pierwsze regaty St. Maarten Heineken Regatta, które pokazały świetne zgranie załogi. Middle Sea Race w 2020 roku było bardzo fajne. Zrobiliśmy świetną robotę, zwłaszcza na ostatnich metrach zwyciężając Line Honours. Pierwszy przepłynięty Atlantyk jest zawsze ciekawym doświadczeniem. Miło wspominam ubiegłoroczny powrót do Gdyni. Przez te lata załoga się zmieniła, a zostałem ja, Grzegorz Baranowski i Jacek Piasecki, którzy zaczęli projekt w Cogolin i po 2 latach nieobecności jachtu w Polsce wrócili, wygrywając po drodze kilka imprez, będąc w paru miejscach na świecie, mając wiele wzlotów i też sporo upadków.

Najgorsze chwile.

Złamania masztu nie chciałbym przeżyć drugi raz, ale biorę pod uwagę, że niestety te rzeczy się dzieją i tego nie unikniemy.

Dużo do myślenia dała mi deliverka na Maltę, kiedy byłem nogami i rękami za burtą, wisiałem na pasach i rozwaliłem sobie brodę o reling. Wiem, że gdybym tych pasów nie miał zapiętych, to by mnie tutaj nie było, tak po prostu.

Kolejny gorszy moment przyszedł rok później. Stojąc tyłem do dziobu, oparłem się o miecz, przyszła fala i przeciąłem rękę. To jeszcze nie było jakieś głębokie przecięcie, ale nasz pokładowy medyk powiedział, że zdecydowanie nie mogę uczestniczyć w pracach pokładowych. Bardzo frustrujące było nic nierobienie pod pokładem, kiedy cała załoga pracowała na najwyższych obrotach.


Fot. Robert Hajduk / PFN

Programy Szkoleniowe, czyli uczenie innych.

Myślę, że taka formuła edukacji jest bardzo fajna. Zazdroszczę młodym ludziom, że mają taką możliwość. Kolejne edycje pokazały, że jest sporo ludzi, którzy coś wiedzą i chcą się doskonalić. Czasami bywa to dla nas trochę frustrujące, że musimy ich uczyć, a z drugiej strony fajnie obserwować szybkie postępy.

Najważniejsze, co wyniosę.

Najważniejszym, co stąd wyniosę, to są ludzie, których poznałem. Jestem pewien, że będę miał z nimi dalej kontakt i będziemy się nie raz spotykać czy to na wodzie, czy w innych okolicznościach, w tym projekcie, czy w innym.


Fot. Robert Hajduk / PFN

O Jasiu wypowiedzieli się członkowie załogi I Love Poland:

Jakub Surowiec: „Uczestniczyłem w dwóch Programach Szkoleniowych na ILP i od samego początku Jasiek był jedną z osób, które zrobiły na mnie duże wrażenie. Jasiek był dziobowym, który był w stanie to wszystko ogarnąć z dziobu: uporządkować i odpowiednio przygotować, a tam przelewają się setki litrów wody. Poza tym to mega fajny kolega. Prawie jesteśmy rodziną na jachcie ILP, dużo czasu spędzamy ze sobą, a Jasiek był jedną z tych osób, które ceniłem za to, że jest bezkonfliktowy i bardzo dobrze się z nim kolegowało”.

Bartosz Nowicki: „Niech się chłopak rozwija i idzie w świat. Podejrzewam, że nauczył się wszystkiego, czego mógł się na tej łódce nauczyć. Nie można się zatrzymywać, trzeba iść dalej, odkrywać, jechać i pokazywać dalej to, czego się nauczył. Cztery lata to jest bardzo długo dużo, ale szkoda, że tej wiedzy nie może nam dalej przekazywać”.

Mateusz Byrski: „Jasiek to mocny punkt tej załogi. Super człowiek. Jaśka nie da się nie lubić, a oprócz tego ma przeogromną wiedzę. Jestem bardzo zadowolony, że to właśnie on mnie uczył pozycji dziobowego. Jasiek jest towarzyski, pracowity i zawsze pomocny”.

Wiktor Kobryń: „Zawsze mi imponowało Jaśka zaangażowanie na brzegu. Niezależnie od pogody, zmęczenia, czy intensywnego treningu, angażował się w pracę przy sprzęcie. Był specem od lin, to on głównie szplajsował na ILP. Jak mieliśmy intensywne treningi, to wiele rzeczy trzeba było serwisować oraz naprawiać i to głównie robił Jasiek. Podejmował się też nowych zadań technicznych, pomimo że nie do końca wiedział, jak to wszystko się rozwiąże i niejednokrotnie spędzał nad danym wyzwaniem wiele czasu. To było mega motywujące dla całej załogi. Jasiek też fizycznie najmocniej z załogi pracował nad sobą. Regularnie biegał, ćwiczył i rozciągał się, czym motywował innych do tego samego. Nie był typem regatowego rekina, ale był ambitny i pracowity. Konsekwencją Jaśka wypadnięcia za burtę było wprowadzenie nowego terminu w języku ILP: Jaśkówka – czyli niespodziewana fala o niespodziewanej sile i z niespodziewanego kierunku. Jaśkówka występuje w skali od S do XL 😉 Jasiek to osoba wartościowa i godna zaufania, niezbędna w każdej załodze”.

 

poprzedni artykułnastępny artykuł